Tradycje i obyczaje rodzinne
Od dawnych czasów domu i rodziny strzegł obyczaj, przekazywany z pokolenia na pokolenie oraz uroczyste obrzędy związane z cyklem życia człowieka.
Obrzędy i zwyczaje rodzinne szczególnie wiązały się z najważniejszymi wydarzeniami w życiu człowieka, jak narodziny, wesele oraz śmierć. Możemy w nich odnaleźć wiele elementów dawnego pochodzenia, które miały chronić człowieka przed złem oraz zapewnić szczęście i powodzenie. Wielkie przemiany społeczne, gospodarcze, jakie miały miejsce po II wojnie światowej dokonały przewrotu również w obyczajach rodzinnych. Opisane obrzędy w większości należą już do przeszłości. Zachowane były powszechnie do pierwszych dziesięcioleci XX wieku.
Narodziny
Wydarzeniu związanym z narodzinami towarzyszyły obrzędy, które miały według panujących wyobrażeń zapewnić odpowiednią ochronę zarówno dla matki jak i dla dziecka. Lęk przed złymi mocami powodował, że już w okresie ciąży przyszła matka powinna zachować ostrożność i przestrzegać wielu przekazanych z pokolenia na pokolenie zakazów. Wskazane było, aby kobieta ciężarna jak najdłużej fakt ciąży i czas porodu zachowała w tajemnicy. Wśród zakazów, powszechne był przeświadczenie, że kobieta w ciąży nie powinna patrzyć na ogień, a już w żadnym wypadku nie może w tym momencie dotknąć ręką twarzy, ponieważ dziecko urodzi się z ognistym znamieniem. Niewskazane było też, aby ciężarna przestraszyła się myszy, gdyż to mogło skutkować urodzeniem się dziecka z owłosionym znamieniem na ciele. W ogóle, należało unikać patrzenia na smutne, brzydkie obrazy, ludzi czy zwierzęta, gdyż te cechy mogły przejść na dziecko. Kobiecie ciężarnej nie wolno było wykonywać pewnych prac, jak: dojenie krów, przędzenie, szycie, ubijanie w beczce kapusty. Zwracano również uwagę, aby kobieta nie przechodziła przez powróz lub łańcuch, gdyż dziecko w czasie porodu mogłoby się udusić. W czasie ciąży nie wolno było kobiecie pełnić pewnych funkcji społecznych, np. nie proszono jej w kumy, nie mogła być druhną na weselu.
Do zakończenia II wojny światowej poród odbywał się zawsze w domu rodzącej. Do porodu wzywano „babkę”, czyli doświadczoną kobietę, znaną ze swych umiejętności. W okresie międzywojennym korzystano także z pomocy przeszkolonych akuszerek. Lekarza wzywano tylko w wyjątkowych sytuacjach, często, kiedy było już za późno na pomoc. „Babka” nie tylko odbierała poród, ale opiekowała się dzieckiem i matką w pierwszych dniach po porodzie.
Aby zapewnić szczęśliwy poród wkładano pod poduszkę położnicy poświęconą kredę, medalik często też gałązkę dziurawca. Kiedy poród był trudny, rozplatano rodzącej włosy oraz zwracano uwagę, aby koszula nie miała węzełków. Pierwszą kąpiel dziecka, zaraz po urodzeniu przygotowywała „babka”. Do wody wkładała okrągły groch, (aby dziecko miało kręcone włosy), zioła, (aby nie chorowało) oraz pieniądze, które miały zapewnić bogactwo. Wodę po pierwszej kąpieli wylewano w miejsce gdzie nikt nie chodził, koniecznie przed zachodem słońca. Jeśli kąpano dziecko wieczorem, to wodę trzymano w domu i wylewano dopiero o świcie. Wierzono, że nieprzestrzeganie tego zwyczaju mogłoby sprowadzić na dziecko nieszczęście. Po kąpieli „babka” podawała dziecko matce i ojcu do pocałowania na znak przyjęcia w grono rodziny. Wierzono, że okres od narodzenia dziecka do chrztu i „wywodu” matki jest dla nich szczególnie niebezpieczny. Dlatego starano się nie pokazywać dziecka obcym w obawie przed zauroczeniem. Jeśli jednak tak się stało, stosowano różne praktyki magiczne, jak np. trzykrotne lizanie powiek dziecka i splunięcie. Wrzucano też do gotującej się wody węgiel z pieca, a potem w takiej wodzie kąpano niemowlę. Do kąpieli dawano również zioła z wianków poświęconych w Oktawę Bożego Ciała. Aby ochronić dziecko przed urokami wiązano czerwoną wstążeczkę na ręku dziecka.
Położnica także narażona była na szereg niebezpieczeństw, dlatego obowiązywało ją wiele zakazów. Panowało przekonanie, że kobieta po porodzie jest „nieczysta”, z stąd jej szkodliwe oddziaływanie na otoczenie oraz przeświadczenie, że łatwo ją było „zauroczyć”. Dlatego obowiązywał ją zakaz wychodzenia poza granicę gospodarstwa, a po zachodzie słońca nie mogła przekraczać progu domu.
Dopiero ceremonia kościelna „wywodu” znosiła całkowicie izolację obrzędową kobiet i związane z nią wszystkie zakazy. Do „wywodu” kobieta szła z dzieckiem około 6 tygodni po porodzie. Do kościoła wchodziła przez zakrystię i z dzieckiem na ręce oraz z zapaloną gromnicą, w obecności księdza obchodziła główny ołtarz. „Wywód” był uroczystym błogosławieństwem położnic i tym samym przywracał jej wszelkie prawo uczestnictwa w życiu wiejskiej społeczności.
Chrzest dziecka odbywał się zwykle 2 tygodnie od narodzin chyba, że dziecko urodziło się chore to chrzciła je „babka” zaraz po urodzeniu. Chrzest przygotowywany był przez „babkę” lub matkę i był aktem przyjęcia dziecka do wiejskiej społeczności. Na rodziców chrzestnych, czyli kumów zapraszano członków najbliższej rodziny, czasem sąsiadów lub ważniejsze osoby we wsi. Wybierano ludzi religijnych, bez nałogów, cieszących się szacunkiem, gdyż wierzono, że chrześniak może podać się do rodziców chrzestnych. Do chrztu dziecko niosła na prawej ręce matka chrzestna, „aby nie było ono mańkutem”. W kościele obserwowano zachowanie dziecka i na ich podstawie wróżono o jego przyszłości. Jeśli niemowlę krzyczało to rokowano, że będzie śpiewakiem, zaś jeśli nie płakało to będzie spokojnym człowiekiem. Dawniej rodzice dziecka nie brali udziału w ceremonii chrztu. Po chrzcie, przed progiem chałupy matka odbierała dziecko od kumy, a jedno z chrzestnych mówiło: „wzięliśmy poganina a przynosimy chrześcijanina.” Jeśli chrzest był przed „wywodem”, to zwykle po chrzcie udawano się do karczmy, gdzie „oblewano” uroczystość. Natomiast w domu uroczyste przyjęcie odbywało się, gdy już było po „wywodzie” matki. Zapraszano na nie kumów, najbliższą rodzinę, sąsiadów. Okazałość takiego przyjęcia zależała od zamożności rodziców, bywało, że zapraszano na nie tylko chrzestnych. Z okazji chrztu kumowie obdarowywali dziecko drobnymi prezentami, np. pieniędzmi, które wkładali pod główkę czy też „kukiełkami”, czyli plecionymi bułkami drożdżowymi, pieczonymi na specjalnych dużych blachach. Więzy łączące ze sobą kumów wraz z chrześniakiem i jego rodziną były bardzo silne. Otaczano się wzajemnie szacunkiem, uważano się za spokrewnionych. Rodzice chrzestni uczestniczyli w najważniejszych momentach życia chrześniaka.
Wesele
Z uroczystości rodzinnych najbardziej okazałe było wesele. Dawało początek nowej rodzinie, będącej częścią wspólnoty wiejskiej. O wyborze partnera na współmałżonka dla swojego dziecka decydowali rodzice, przy czym najważniejszym czynnikiem było kryterium ekonomiczne, a przede wszystkim wielkość ziemi wnoszonej do wspólnego gospodarstwa. Panna pochodząca z bogatego domu miała dużo większe powodzenie niż np., dziewczyna ładna, ale bez gospodarki. Taka uboga dziewczyna często zostawała stara panną. Wybór dokonamy przez młodych nie zawsze uzyskiwał aprobatę rodziców. Małżonków dobierano na zasadzie podobnego stanu majątkowego partnerów. Zdarzało się, że syn bogatego gospodarza ożenił się z biedną dziewczyną, ale przeważnie w przypadku, gdy dziewczyna zaszła w ciążę. Często wtedy chłopaka wydziedziczano z majątku. Nawet jak tego nie zrobiono, to podczas wspólnego mieszkania z rodzicami, taką dziewczynę bardzo źle traktowano. Gdy rodzice chłopca zdecydowali się na ożenek syna, wysyłali do rodziców dziewczyny na tzw. „zwiady” zaufane osoby. Tzw. „pytace”, „pytoki”, czy „swaty” mieli dostarczyć rodzicom chłopaka informacji na temat stanu majątkowego panny, zgody jej rodziców oraz wartości moralnej wybranki. Jeżeli w trakcie wizyty kawaler został wstępnie zaakceptowany, umawiano się na kolejne spotkanie, tzw. „zmówiny”. Podczas zmówin kawaler oświadczał się rodzicom o rękę córki. Ze zdaniem dziewczyny nikt się nie liczył, mogła ona jedynie dać znać swoim zachowaniem czy jest życzliwa kawalerowi. Gdy nie wzięła do ust przyniesionego napitku, było to oznaką, że nie jest przychylna chłopakowi, ale z reguły takie zachowanie nie miało wpływu na decyzje rodziców. Przy wódce i poczęstunku zawierano umowy przedślubne w sprawie posagu i wesela. Często trwały one wiele godzin zanim uzgodniono ile morgów czy spłaty otrzyma panna młoda w posagu oraz ilość gości, które obie strony zaproszą na wesele. Zaręczyny odbywały się w domu panny młodej, nazywane w niektórych wsiach „zmówinami”, „zrękowinami”. Młodzi podawali sobie ręce nad stołem, na którym leżał chleb. Wierzono, że zapewni to trwałość narzeczeństwa.
Kilka dni przed ślubem drużba, czyli główny wodzirej wesela wraz z panem młodym objeżdżali na koniach swoją rodzinę i sąsiadów, zapraszając na wesele. Zatrzymywano się przed domem i czekano aż wyjdzie gospodarz. Nie schodząc z konia, drużba wygłaszał orację zaprosinową. Na wesele zapraszano krewnych z obu stron państwa młodych, przy czym ilość zaproszonych gości zależała od zamożności rodziców panny młodej. Główną rolę na weselu, oczywiście poza parą młodych pełnił starosta weselny. Kierował on całą uroczystością, dlatego też musiał to być człowiek cieszący się autorytetem oraz posiadający zdolności krasomówcze i poczucie humoru. Atrybutem starosty była rózga weselna oraz laska drużbowska. Razem ze starostą występowała starościna, której głównym zadaniem były oczepiny pani młodej. Przed udaniem się do kościoła odbywało się błogosławieństwo, w czasie, którego młodzi klęczeli, a rodzice błogosławili ich znakiem krzyża.
Prezenty wręczano młodym przed ślubem. Dostawali rzeczy praktyczne, czasem niewielkie kwoty pieniężne. Dawniej też goście przed weselem znosili do domu panny młodej produkty spożywcze, z których przygotowywano potrawy weselne.
Przed siadaniem na wóz w drodze do kościoła na ślub drużbina obsypywała młodych drobnym pieczywem, tzw. „ rogaczkami”, „obsypankami”, aby byli bogaci oraz mieli liczne potomstwo. Z momentem ślubu związanych było wiele przepowiedni i wróżb, które miały przepowiadać przyszłe losy poślubionej pary. Podczas uroczystości pan młody starał się przyklęknąć na spódnicy panny młodej, aby mieć nad nią przewagę, zaś panna młoda w tym celu próbowała nakryć mu nogi spódnicą. Wierzono też, że jeśli świeca na ołtarzu zgaśnie to jedno z małżonków wkrótce umrze.
Dawniej najpierw orszak weselny zatrzymywał się na śniadanie w karczmie, gdzie bawiono się do południa, a następnie udawano się do domu panny młodej. Po drodze orszak zatrzymywał się przy specjalnie postawionych bramach, przy których goście weselni musieli wykupić się jadłem, napitkiem a niekiedy pieniędzmi.
Najważniejszym obrzędem wesela były oczepiny, podczas których symbolicznie następowała zmiana statusu panny na mężatkę. Na środku izby, na stołku sadzano pannę młodą, a wokół niej stały druhny śpiewając:
Powoli ją rozbierajcie,
Włosików jej nie targajcie,
Bo ona jest w takiej doli,
Że ją zaraz główka boli.
Starościna ściągała młodej wianek i upinała tiulowy, haftowany czepiec. W czasie tego obrzędu odbywało się zbieranie pieniędzy „na czepiec”. Do fartuszka, na kolana młodej goście weselni mogli wrzucać datki. W czasach późniejszych starościna trzymała nad głową pani młodej talerz, do którego weselnicy dawali pieniądze. Po oczepinach zwykle odbywał się taniec pani młodej z matką, starościną, drużkami, starostą a dopiero w następnej kolejności z panem młodym i innymi gośćmi weselnymi. W czasie zabawy weselnej, która trwała niekiedy kilka dni, urządzano różne, improwizowane widowiska.
Poprawiny odbywały się najczęściej tydzień po weselu w domu pana młodego.
Śmierć
Dawniej śmierci towarzyszyła bogata sfera obyczajowo – obrzędowa. Do śmierci, zwłaszcza na skutek starości czy choroby podchodzono, jako do zjawiska naturalnego i nieuniknionego. Śmierć nie wywoływała takiego uczucia strachu, jaki towarzyszy często jej obecnie. Chory, przeczuwając swój koniec spokojnie uporządkowywał rodzinne sprawy, rozporządzał swoim majątkiem i wydawał dyspozycje dotyczące pogrzebu. Termin nadchodzącej śmierci często przepowiadano na podstawie różnych wróżb i symptomów interpretowanych jako znaki śmierci. Takimi oznakami było np. spadnięcie ze ściany obrazu czy lustra, pęknięcie lustra lub szyby w obrazie, zatrzymanie zegara, a także niewytłumaczalne dźwięki w domu, jak stukanie, szmery, pukanie. Powszechne było także przekonanie o złowróżbnym wyciu psa, hukaniu sowy, krakaniu wrony czy też skrzeczeniu sroki.
Gdy domownicy przeczuwali, że zbliża się śmierć, posyłali po księdza a konającemu dawali do ręki gromnicę. W przypadku przedłużającej się agonii zdejmowano z umierającego pierzynę i nakrywano lekką płachtą. Niekiedy ustawiano łóżko równolegle do środkowego tragarza powały. W ostateczności przenoszono umierającego z łóżka na podłogę zaścieloną słomą. Zaraz po śmierci ktoś z najbliższej rodziny zamykał zmarłemu oczy. Jeśli oczy były lekko niedomknięte, kładziono na nie małe monety. Po śmierci natychmiast zasłaniano lustra czarną tkaniną, zatrzymywano zegar, okna zamykano i zasłaniano prześcieradłami. Wkrótce po zgonie przystępowano do mycia i ubierania nieboszczyka. Wodę, którą myto zmarłego wylewano poza obejście, w miejscu gdzie nikt nie chodził. Tam też palono słomę, na której leżały zwłoki.
Do trumny wkładano nieboszczykowi różne przedmioty. Przede wszystkim obwiązywano różańcem ręce zmarłemu, kładziono książeczkę do nabożeństwa i święty obrazek. Dawniej wkładano do trumny niektóre osobiste rzeczy zmarłego, jak: okulary, fajkę, czapkę. W domu zmarły pozostawał trzy dni, podczas których odwiedzali go krewni i znajomi. W nocy zaś czuwała przy nim młodzież. W czasie przebywania zmarłego w domu, wierzono w szkodliwy wpływ zwłok na pożywienie. Dlatego też z izby, w której przebywał nieboszczyk należało wynieść wszystkie produkty spożywcze. W tym czasie nie można było wykonywać czynności, które nie były konieczne, jak np. pranie, przędzenie. Przed wyprowadzeniem zwłok na cmentarz zapraszano do domu mówcę, który w imieniu zmarłego żegnał się z całą rodziną i prosił wszystkich o przebaczenie wszelkich win. W trakcie tej mowy często też przypominano życie zmarłego, przedstawiając je jako pełne cnót. Uroczysta chwila następowała przed zamknięciem trumny i wyjściem z domu, kiedy członkowie rodziny żegnali zmarłego, całując go w czoło lub rękę. Było to oznaką zakończenia wszelkich porachunków ziemskich oraz wzajemnego przebaczenia win. Trumnę zawsze wynoszono „nogami do przodu” i uderzano ją trzykrotnie w próg.
Na cmentarzu śpiewano pieśń znaną na całym Pogórzu:
Zmarłeś nam bracie, z Toba się żegnamy.
Przyjmij dar smutny, który ci składamy.
Na grób twój trochę porzuconej gliny
Od twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny.
Powracasz w ziemię, co matką ci była,
Teraz cię trawi, niedawno żywiła.
To droga każda, która na świat chodzi,
Na ten ubity gościniec wywodzi.
Niedługo bracie (ojcze, siostro, matko) z tobą się ujrzymy,
Tyś już tam doszedł – my jeszcze idziemy.
Trzeba ci tylko odpocząć po biegu,
Boś ty jest w ziemi tylko na noclegu.
Po pogrzebie rodzina zmarłego urządzała stypę w karczmie lub u siebie w domu, na którą zapraszano uczestników pogrzebu. Na spotkaniu pito przede wszystkim wódkę i wspominano zmarłego, opowiadając tylko o jego pozytywnych cechach. Uważano, że na stypie nie należy rozpaczać, gdyż mogłoby to sprowadzić z powrotem zmarłego na ziemię.
Żałoba trwała około roku i dotyczyła najbliższej rodziny. Pod pojęciem żałoby rozumiano stosowne zachowanie (wstrzemięźliwość od zabaw, hucznych przyjęć, śpiewu, tańca) i noszenie odpowiedniego stroju. Na tę okoliczność kobiety do stroju odświętnego nosiły czarne chustki, bluzki, spódnice, zapaski, zaś mężczyźni czarną opaskę.
Wykorzystana literatura:
Adam Wójcik, Zwyczaje rodzinne Pogórzan” [w:] Nad rzeką Ropą, Zarys kultury ludowej powiatu gorlickiego, Kraków 1965
red. Adam Bartosz, Rzepiennik Strzyżewski. Materiały etnograficzne, Tarnów 1992